poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 3


Była sobota, co oznaczało dzień wolny do godziny czternastej. Później czekała mnie siłownia i basen. Trzymanie formy wciąż najważniejsze. Oliwer biegał po ogrodzie, gdy ja sprzątałem w garażu. Chciałem wykorzystać ten czas na porządek, który był potrzebny. Dużo rzeczy walało się po pomieszczeniu, przez co Dagmara dostawała nerwicy. Obecnie nie było w jej domu, pojechała do centrum zrobić jakieś zakupy i odwiedzić fryzjera. Zabrała ze sobą Antka.

Czułem się dziwnie odprężony przewalając sterty niepotrzebnych przedmiotów. Słońce przygrzewało, a jego promienie wpadały do środka przez otwarte drzwi garażu. Słyszałem pokrzykiwania Oliwiera i jego dziecięcy, szczery śmiech. Po prostu takie dni były mi potrzebne do regeneracji. W następnym tygodniu rozpoczną się mecze i wyjazdy. Nie będzie łatwo pogodzić to z dwójką dzieci i żoną, ale taką pracę wybrałem.

Kiedy układałem jakieś drobne rzeczy na półce, mój telefon zawibrował. Mariusz.

- Z jakiego powodu mam zaszczyt z tobą rozmawiać? - zapytałem, gdy już wydobyłem telefon z kieszeni spodni.

- Idziemy po treningu na piwo? To znaczy po basenem. Arek, złaź z płotu! - krzyknął do swojego syna.

- Jasne. Powiem Dagmarze, żeby została z dzieciakami - odparłem.

- Świetnie. Pogadamy trochę. Muszę się wyrwać z domu. - zaśmiał się i zakończył połączenie.

Lubiłem takie wypady z przyjacielem, omawialiśmy wtedy nasze męskie sprawy i to była jakaś ucieczka od monotonii. Nie miałem kiedy myśleć o dzisiejszym wieczorze, bo z ogrodu dobiegł mnie zdenerwowany krzyk syna. Wybiegłem z garażu zdecydowanie zaniepokojony. Jeśli on sobie coś zrobi, to Dagmara mnie zabije. Jednak Oliwier, dzięki Bogu, był cały i zdrowy. Stał przed płotem, dłonie zacisnął w piąstki i ze złością wpatrywał się w ogrodzenie dzielące nas i naszych nowych sąsiadów.

- Mogę wiedzieć co robisz? - zapytałem. - Czy twoja piłka znów znalazła się tam gdzie nie powinna?

- Być może - syn spuścił głowę - Ale za pierwszym razem to była twoja wina! - zawołał oskarżycielsko i wycelował we mnie palec.

- Świetnie. Idziemy. - złapałem go za koszulkę i lekko pociągnąłem.

Wyszliśmy z naszej posesji, by po chwili podejść do bramy sąsiadki, która wprowadziła się niedawno.

Zadzwoniłem domofonem, lecz nikt się nie odezwał. Dwie minuty później w drzwiach stanęła Mercedes. Właściwie to w głębi duszy cieszyłem się, że piłka znów wylądowała w jej ogrodzie. Czerpałem przyjemność z patrzenia na nią, z rozmowy z nią. A Oliwier dawał mi ku temu znakomite okazje. Na dodatek pracowała ze mną w klubie i była fizjoterapeutką. Taka młoda, a taka... Interesowała mnie. Nie potrafiłem tego jasno wyjaśnić.

- Hi. - obejmując się ramionami, podeszła do nas. Otworzyła bramę. - Piłka? - Spojrzała na mnie.

- A jak myślisz? - odparłem, patrząc w stronę jej ogrodu. Robiłem wszystko, by nie patrzeć w jej stronę.

- Zapraszam. Właściwie to wybierałam się do was z ciastkami. Ponieważ jestem tu nowa, chciałam się przywitać - powiedziała dźwięcznym głosem.

- Co ona mówi? - Oliwer pociągnął mnie za koszulkę.

- Chce nam dać ciasteczka - odparłem, streszczając wypowiedź dziewczyny - Od września przysiadasz do angielskiego - dodałem.

- Chętnie zjem ciastka! - zawołał chłopiec, kompletnie ignorując moją wzmiankę o angielskim.

Wywróciłem oczami i pchnąłem go do przodu. Weszliśmy do ogrodu dziewczyny.

- Poczekacie na tarasie? Zaraz przyjdę. - uśmiechnęła się i ruszyła do domu.

Poruszała delikatnie biodrami.

- Oczywiście - odparłem i odprowadziłem ją wzrokiem.

- Tata, nie gap się tak - odezwał się Oliwier - Sam mi mówiłeś, że to niegrzeczne.

Przemilczałem jego wypowiedź.

Rozejrzałem się wokół. Schludny, zadbany ogród cieszył oczy swoim wyglądem. Słońce odbijało się od szklanego blatu stolika, przy którym siedzieliśmy razem z synem.

Mercedes i jej ojciec byli nieprzyzwoicie bogaci. My również nie mieliśmy najgorszego domu, ale rezydencja dziewczyny przechodziła wszelkie oczekiwania. Stukałem palcami o blat, mrużąc oczy, bo promienie padały na moją twarz.

Drobna brunetka wróciła do nas że srebrną tacą na której znajdowały się szklanki, sok pomarańczowy w dzbanku i talerz wypieków.

- Ciastka! - wykrzyknął Oliwier.

- Ej, zachowuj się - zganiłem go, trącając go w ramię. Mercedes zaśmiała się tylko. Dźwięk jej śmiechu był jednym z piękniejszych dźwięków jakie dane mi było słyszeć. To przypominało dźwięk dzwoneczków, bardzo przyjemny dla ucha. Spojrzała na mnie zalotnie, lub tylko mi się wydawało.

- So... ciastecka? - spróbowała wymówić.

- Ciastecka. - odparł Oliwier ze śmiertelną powagą, a ja próbowałem powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.

- Heej - załapała, że ją przedrzeźnia i delikatnie szturchnęła. - I am Mercedes, and you sweet boy?

- No tyle, to chyba rozumiesz? - spojrzałem na syna. Chłopiec przełknął to, co miał w ustach, poprawił włosy i wyraźnie odpowiedział:

- Oliwier.

Uśmiechnęła się do niego i usiadła na krześle, poprawiając sukienkę.

- Myślę, że od waszej działki powinna być jakaś furtka, bo ta piłka będzie lądować u mnie ciągle. - zwróciła się do mnie.

- To chyba nie byłyby zły pomysł - zaśmiałem się - Mogę wejść dalej, żeby ją wziąć?

- Przyniosę. - wzięła szklankę z sokiem i poszła dalej, by za chwilę przynieść nam piłkę. Znów widziałem jak sukienka i włosy powiewają na delikatnym wietrze. Po raz kolejny zaplątała się w drobne gałązki. Wróciła do nas uśmiechnięta i z piłką w dłoniach. Podała ją Oliwierowi i usiadła na krześle. Chłopiec uśmiechnął się lekko, nalewając sobie soku. Jadł ciastko za ciastkiem.

- Mam nadzieję, że w klubie nie ma problemu z angielskim między zawodnikami - powiedziała Mercedes.

- Trochę okaleczony ten nasz angielski, ale jesteśmy w stanie się dogadać - uśmiechnąłem się. Kątem oka dostrzegłem jak ręka Oliwiera znów sięga po wypieki dziewczyny.

- Chłopie, jak tak dalej pójdzie, to nasza sąsiadka nie będzie miała co jeść, a tobie zrobi się oponka na brzuchu - zauważyłem.

- Ja nie muszę trenować jak ty - wystawił mi język. - Powiesz jej, że są dobre? - Poprosił.

- Chyba mu smakują - odezwała się zadowolona Mercedes i zaklaskała w dłonie. Dagmarze mało rzeczy sprawiało radość, a ta dziewczyna cieszyła się po prostu z małych sytuacji.

Oli dokończył szklankę soku i z piłką pobiegł w głąb ogrodu.

- Hej, gdzie ty się wybierasz? - zawołałem, gdy chłopiec o mały włos nie wleciał w wypielęgnowane grządki z kwiatami.

- Niech ta pani z nami pogra! - wskazał palcem na zdezorientowaną Mercedes.

- Zagrasz chwilę? - posłałem jej błagalne spojrzenie.

- Ja? - Wskazała na siebie zaskoczona. - No dobrze. Zagram, jasne. - Podniosła się i rozpięła paski od szpilek. Bosymi stopami weszła na trawę i pobiegła do mojego syna.

- Podanie! - zawołał chłopiec i kopnął piłkę w stronę kobiety. Ona również ją kopnęła, tym razem w moją stronę. Poszło jej zadziwiająco dobrze jak na grającą boso, drobną dziewczynę. Uśmiechnąłem się, przyjmując piłkę i wykiwałem syna, po czym podałem do Mercedes. Ta zaśmiała się i wycelowała piłkę między drzewa, które tworzyły prowizoryczną bramkę. Oliwier wyciągnął krótkie rączki, jednak nie zdołał obronić jej strzału.

- No nie, dziewczyna mnie ograła! - zawołał chłopiec z niedowierzaniem w głosie.

Mercedes patrzyła na nas zdezorientowana.

- Nie może uwierzyć, że przegrywa z dziewczyną - wytłumaczyłem. Brunetka zaśmiała się tylko i ukłoniła się delikatnie. Wróciliśmy do bramy, żeby się pożegnać. Czas było się zbierać, bo za moment przyjedzie Dagmara, a ja musiałem dokończyć porządek w garażu i jechać na siłownię.

Oliwier z piłką pod pachą, pomagał Mercy i poleciał do domu.

- Miło było spędzić trochę czasu - rzuciłem na odchodne.

- Bardzo miło - zamruczała, opierając się o furtkę. Zrobiło mi się goręcej niż powinno, więc uśmiechnąłem się tylko nerwowo i wróciłem na swoje podwórko. Bez słowa wziąłem się za końcówkę porządków. Wywaliłem to co było mi niepotrzebne. Zdałem sobie sprawę, że w moim życiu też panował lekki bałagan, do którego już się przyzwyczaiłem. I stwierdziłem, że w życiu też przydałby mi się taki porządek. Tylko od czego zacząć?

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk samochodu, wjeżdżającego na podjazd i głośne, radosne gaworzenie Antka. Uśmiechnąłem się pod nosem i otrzepałem jeansy. Wyszedłem z garażu. Kiedy tylko żona zaparkowała, wypiąłem młodego z fotelika i wziąłem na ręce. Zaśmiał się wesoło.

- Cześć maluchu, jak tam było na zakupach z mamą? - podniosłam chłopca wysoko i przytknąłem jego drobny nosek do swojego. Uśmiechnął się i powiedział coś po swojemu. Boże, jaki on był uroczy. Pocałowałem jego malutką rączkę i wziąłem zakupy.

- I jak? - Dagmara wskazała na swoją nową fryzurę.

- Inaczej - odparłem zgodnie z prawdą - To znaczy, bardzo ładnie, ślicznie wyglądasz - dodałem, widząc jej spojrzenie. Wzięła z samochodu siatki z zakupami i razem weszliśmy do domu.

- Co robiliście? Za ile jedziesz? - zapytała, idąc za mną do kuchni.

Postawiłem zakupy, poprawiając małego na rękach.

- Sprzatnąłem trochę garaż, odwiedziliśmy nowych sąsiadów... - zacząłem wyliczać na palcach - Idę na czternastą, a wieczorem chyba wyjdę gdzieś z Mariuszem. Dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu - odłożyłem Antosia do wózka, stojącego przy wyjściu do ogrodu i zabrałem się za wypakowywanie zakupów.

- Oczywiście. Szkoda, że ze mną nie spędzisz czasu - rzuciła ostro i wyjęła z lodówki sałatkę.

Zaczęła przygotowywać obiad na dzisiaj.

- Dagmara, daj spokój - powiedziałem. Nawet na mnie nie spojrzała.

Westchnąłem i wyszedłem z kuchni, bo ta rozmowa nie miałaby sensu. Pewnie powinienem zabrać żonę na randkę, na romantyczną kolację, ale mam wrażenie, że obydwoje nie bylibyśmy zadowoleni. Dagmara została w kuchni, mając oko na młodszego syna. Poirytowany wszedłem po schodach na piętro i wszedłem do swojej - naszej - sypialni. Zacząłem pakować torbę na siłownię i basen. Nie miałem za dużo czasu, poza tym chciałem też doprowadzić do kłótni przy obiedzie. Było około wpół do drugiej, gdy zbiegłem po schodach do kuchni. Torbę rzuciłem w stronę drzwi wejściowych i szybko podszedłem do kuchenki z kilkoma garnkami na sobie. Zajrzałem do każdego z nich. Jak zwykle, żona dała mi spory wybór w kwestii jedzenia. Co jak co, ale gotowała wybornie. Poczułem, że jestem głodny, ale nie miałem czasu. Porwałem jedynie bidon z moimi specyfikami i wyszedłem. Codziennie wypijałem odżywki, element dla każdego sportowca. Wsiadłem w samochód i ruszyłem, dobrze znaną mi drogą w stronę siłowni. Basen był drugi w kolejności. Włączyłem radio, żeby słuchać wiadomości. W zasadzie nic  kontaktowego się nie działo na świecie ani w kraju.

***

Poniedziałek rozpoczął się intensywnym treningiem. To już ten tydzień. Ten tydzień, gdy liga się zaczynała. Z treningu wyszedłem wykończony i spocony jak szczur. Gdy skończyliśmy potreningową rozgrzewkę i podnieśliśmy się z ziemi, mogliśmy zauważyć mokre ślady, jakie zostawialiśmy na parkiecie. W tym momencie, jak nigdy wcześniej czułem potrzebę wzięcia prysznica.

Tym bardziej, że za moment miałem znaleźć się w gabinecie Mercedes, a wolałem, żeby nie kładła swoich drobnych dłoni na moich brudnych, mokrych plecach i rękach. Wytarłem twarz i kark ręcznikiem, kierując się do szatni z chłopakami.

- Dali nam popalić. - Wysapał zmęczony Andrzej, idąc obok mnie.

- Masz już tutaj frajdę, Andrzeju? - zapytał Karol ze śmiechem, wymijając nas w korytarzu. Wrona posłał mu mordercze spojrzenie i przeczesał palcami mokre włosy. Pokręciłam głową, nie zamierzając się z nimi droczyć. Wziąłem rzeczy i poszedłem pod prysznic, który pomógł mi się odświeżyć. Od razu lepiej.

Przeczesałem palcami wilgotne od wody włosy i założyłem spodenki. Bez koszulki skierowałem się do gabinetu. Zapukałem delikatnie i nie czekając na odpowiedź, wszedłem do środka. Zadowolony Uriarte właśnie przywdziewał koszulkę, a fizjoterapeutka szorowała ręce w niewielkiej umywalce, niedaleko leżanki.

- No stary, teraz ty. - Poruszył zabawnie brwiami i wskazał podbródkiem na Mercy, która stała do nas tyłem. Dobrze wiem, co miał na myśli, ale ja wciąż nosiłem obrączkę na palcu.

- Bardzo zabawne - skrzywiłem się - Leć już, bo cię sam wykopię - zażartowałem. Nico również się uśmiechnął, pożegnał się z dziewczyną i wyszedł. Bez słowa ułożyłem się na leżance. Mercedes podeszła do mnie, wycierając ręce. Miała na sobie białą bluzkę, która podkreślała jej piersi i tego nie dało się nie zauważyć, oraz czarne spodnie, również bardzo dopasowane. Jako kobieta nie mogła się wstydzić swoich kształtów.

- Cześc, Michał - powiedziała w moim języku.

- Widzę, że uczymy się polskiego - uśmiechnąłem się - Nie masz czego się wstydzić, świetnie ci idzie - dodałem, gdy zauważyłem jej spuszczoną głowę i wzrok wbity w ziemię.

Przyłapałem się na wpatrywaniu się w jej ciało. Michał, ogarnij się - zganiłem się w myślach.

- Dziękuję - Szepnęła po angielsku i zabrała się za rozmasowywanie moich ramion.

Podniosła wzrok i jej spojrzenie spotkało się z moim. Nie odwracała głowy. Masowała mnie, wpatrując się w moje oczy, swoimi równie niebieskimi. Miała piękne oczy. O pięknym kolorze i tak niezwykle radosne. Byłem o krok od złapania jej w pasie i przyciągnięcia do siebie. Drżały mi już od tego ręce, a coraz dłuższe patrzenie sobie w oczy wcale mi nie pomagało. Byłem facetem, który... tak naprawdę nie powinienem mieć żadnego wytłumaczenia. Miałem żonę, dwójkę dzieci i w tym momencie nie potrafiłem o tym myśleć. Na dodatek jej dłonie, które mnie dotykaly, sprawiały, że zapomniałem o wszystkim.

- Teraz plecy - powiedziała, przesuwając opuszkami palców po moim obojczyku.

- Ja... Tak... No pewnie - zająknąłem się. Znów wpatrywałem się w jej ciało... Co tu się oszukiwać, zwyczajnie gapiłem się jej na cycki i nie mogłem nic na to poradzić. Moje serce szybciej biło, a wszystko za sprawą jej delikatnych dłoni, masujących w tej chwili moje plecy.

- Skończyłam - wyszeptała mi praktycznie do ucha i odsunęła się przerywając przyjemny dotyk.

Podeszła do biurka i oparła się o nie biodrem, zapisując coś na kartce.

Właściwie, to byłem jej wdzięczny, że przerwała. Minuta dłużej, a mogłoby się to skończyć źle. To znaczy, źle dla Dagmary i dzieciaków. Ja byłbym wniebowzięty.

Spojrzałem tylko jak szybko pisze coś na kartce papieru, po czym odkłada ją na biurko i pozwala mi wyjść. Już swoim normalnym, pełnym radości głosem.

- Do zobaczenia - powiedziała jeszcze, a później zamknąłem drzwi.

Odetchnąłem głośno i poszedłem się przebrać. Naprawdę moje myśli o tej dziewczynie powinny być zupełnie inne. Czułem jak palą mnie policzki. Uderzyłem się kilka razy po twarzy, chcąc pozbyć się brudnych myśli.

Wróciłem na chwilę do szatni, żeby wziąć swoje rzeczy i skierowałem się w stronę wyjścia. Gdy wyszedłem na zewnątrz, poczułem jak delikatny, chłodny wiatr koi moje rozpalone, czerwone policzki. Otworzyłem auto i wrzuciłem do niego torbę sportową. Byłem wykończony, ale mięśnie mnie nie bolały.

- Ej, Winiar, pijemy? - Wlazły krzyknął do mnie, wychodząc z budynku.

- Tylko byś pił - mruknąłem, odwracając się do niego. Stał niedaleko mnie i uśmiechał się szeroko.

- No, z tobą zawsze - powiedział. - Chyba, że szykujesz romantyczny wieczór z żoną.

- Jeżeli znów wyjdę na piwo, na pewno nie będzie romantyczny - stwierdziłem, opierając się o otwarte drzwi auta.

- Nie, bo tym razem to nie będzie piwo. - zaśmiał się. - Dobra, jedź. A nawet możesz dzieciaki podrzucić do nas.

- Dzięki - uśmiechnąłem się - Jeżeli wszystko się uda, spodziewaj się chłopców około ósmej - poinformowałem go. Miałem ogromne szczęście, przyjaźniąc się z Mariuszem.

Kiwnął głową i poszedł do swojego samochodu. Westchnąłem cicho. Może to będzie świetny pomysł. Spędzę z Dagmarą trochę czasu, sam na sam bez dzieci. Dawno nie mieliśmy na to okazji.

Wsiadłem do auta, odpalając silnik. Przed moją maską przeszła Mercedes i otworzyła swoje białe audi. Patrzyłem na nią dopóki nie zniknęła we wnętrzu samochodu.

- Michał, masz żonę - mruknąłem do siebie pod nosem - I jesz z nią dzisiaj romantyczną kolację - dodałem. Starając się nie zerkać na Mercedes w aucie obok. Ruszyłem spod hali, wiedząc, że jej samochód będzie jechał za mną. Włączyłem radio i starałem się skupić na piosenkach, które puszczano.

Dojechałem pod dom piętnaście minut później. Nie oglądając się, wszedłem do środka, żeby zabrać dzieciaki. Żona była nieco zaskoczona, ale kazałem jej się po prostu przebrać. Oliwera i Antka zaprowadziłem do samochodu.

- Jedziemy do wujka Mariusza - wyjaśniłem, gdy zapinałem Antosia w foteliku.

- No i super - uśmiechnął się Oli.

Zamknąłem tylne drzwi samochodu, a sam usiadłem za kierownicą. Odpalając pojazd, zauważyłem Mercedes, która właśnie zniknęła za drzwiami swojego domu. Westchnąłem cicho i odjechałem z podjazdu. To tylko sąsiadka. I fizjoterapeutka. Nikt więcej. Całe szczęście Oliwier zajął moje myśli swoimi bezsensownymi tekstami, którymi potrafił rozbawić mnie do łez. Antek gaworzył wesoło, wtórując starszemu synowi.

W końcu dojechaliśmy pod dom Mariusza.

- Wujek! - krzyknął Oli, gdy tylko zobaczył mężczyznę w drzwiach.

Wysiadł z samochodu i pobiegł do niego. Odpiąłem Antka z fotelika i poszedłem za synem. Podałem chłopca Paulinie, która właśnie pojawiła się w progu drzwi.

- O, hej maluszku - uśmiechnęła się, biorąc go. - Miłej nocki, Michaś.

- Nawzajem - uśmiechnąłem się do niej.

- Oliwier zachowuj się tylko - pogroziłem chłopcu palcem, gdy już zbierałem się do powrotu. Podziękowałem jeszcze Mariuszowi i wsiadłem do samochodu. Wracałem do domu i myślałem o tym, że wypada się przebrać. Nie będę jadł z żoną kolacji w dresie. Znowu byłaby zła.

Dagmara szykowała się, gdy wszedłem do sypialni. To znaczy zakładała sukienkę. Posłała mi uśmiech. Wyglądała ładnie. Ale na jej widok nie czułem już tego samego ci kiedyś.

Uśmiechnąłem się nikle, tłumacząc się zmęczeniem i stresem przed naszą kolacją. Wziąłem swoje ubrania i zamknąłem się w łazience. Czemu nasza miłość zaczęła się wypalać? Kiedyś byliśmy nierozłączni, mówiliśmy sobie o wszystkim. Czy to wszystko nie stało się... za szybko? Miałem niewiele ponad dwadzieścia lat, gdy się pobraliśmy. Może faktycznie za szybko się za to zabraliśmy? pojrzałem na siebie w lustrze. To była moja pierwsza, większa miłość. Poznaliśmy się, jak byłem w Spale. Wtedy wydawała mi się najlepszą i najpiękniejszą kobietą na świecie. Kierowany uczuciami, oświadczyłem się, nie myśląc nad konsekwencjami swojego czynu. A teraz? Miałem dwóch synów i kochałem ich najmocniej. Ale czy wciąz byłem szczęśliwy? To naprawdę było trudne pytanie. Zadawałem sobie je za często. Właściwie synów darzyłem większym uczuciem niż żonę. Może byłoby mi lepiej, gdyby mieszkał tylko z nimi?

Ale tak młodzi chłopcy nie mogli wychowywać się bez matki.

Zacząłem się przebierać, w duchu wciąż mają nadzieję, że moje wątpliwości w końcu zostaną rozwiane. Nigdy nie myślałem, że moja rodzina może zostać rozbita.

Wyszedłem z łazienki, poprawiając koszulkę. Dagmary nie było w sypialni. Z komody w pokoju wziąłem portfel i powoli zszedłem na dół. Dagmara siedziała na krześle w jadalni, wpatrzona w jakiś martwy punkt za oknem. Odwróciła się, kiedy mnie usłyszała.

- Między nami jest dziwnie - stwierdziła. Poczułem dziwną ulgę, gdy to powiedziała.

- Myślałem nad tym ostatnio - przyznałem. Usiadłem na krześle na przeciwko niej.

- I co? - spojrzała mi w oczy.

Mam mówić szczerze? - spytałem, a ona kiwnęła głową - Nie mam pojęcia. Kompletnie nie wiem co o tym myśleć.

- Nie chcę się rozstawać. Misiek, to nie miałoby sensu. Tyle lat jesteśmy ze sobą. Tworzymy rodzinę.

- A jesteś w tym związku szczęśliwa? - starałem się nie unosić głosu.

- Możemy ratować nasze małżeństwo. - podniosła się i podeszła do mnie.

Złapała mnie za ręce.

- Jak chcesz je ratować? - ja również ująłem jej dłonie - Póki do chyba tylko dzieci nas przy sobie trzymają.

- Więc zróbmy coś, żeby było jak dawniej. - spróbowała się uśmiechnąć.

- Tylko co? - zastanowiłem się.

- Po prostu bądźmy bliżej siebie. Żyjmy ze sobą, a nie obok. - Poprosiła.

Może miała rację? Powinniśmy się postarać, zanim wszystko przekreślimy.

- Właściwie możemy spróbować - uśmiechnąłem się, patrząc jej w oczy. Kiwnęła głową i pochyliła się, całując mnie. Położyłem dłonie na biodrach żony. Przez chwilę znów czułem się jak zakochany nastolatek. Wziąłem żonę na ręce i zaniosłem na górę. Musieliśmy przypomnieć sobie, co to jest miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz