Mercedes
Nie chciałam przeprowadzać się do Polski. Gdyby ojcu nie przyszło do głowy kupowanie jakiegoś klubu, to dalej mogłabym żyć we Francji i niczym się nie przejmować. Przenosiłam się do obcego kraju, nie znając tamtejszych zwyczajów, a tym bardziej języka. Nie uważałam, że było tutaj brzydko. Polska była ładnym krajem, ale zupełnie mi obcym. Teraz żyłam sama w nowo kupionej rezydencji, dopasowując meble do wnętrz. Musiałam się tutaj czuć dobrze, a lubiłam luksus i porządek. Właściwie, to ten dom był jednym z niewielu plusów przeprowadzki do Polski. Przy reszcie budynków, wysoka, okazała rezydencja prezentowała się bardzo okazale. W środku również robiła niezłe wrażenie.
Odstawiłam białą filiżankę na spodek i wstałam od stołu. Odniosłam naczynie do kuchni, która była duża i przestronna. Znajdowały się w niej białe meble, nowoczesny sprzęt i wyspa, przy której można było gotować i jeść. Zegarek na ścianie wskazywał dziewiątą piętnaście, więc to idealny czas, żeby wyjść z domu. Pracowałam na siebie. Oczywiście, tata bez problemu płacił za droższe rzeczy, ale ubrania, kosmetyki i inne przyjemności fundowałam sobie z własnej pensji. We Francji skończyłam bardzo dobre studia i mogłam nazywać się fizjoterapeutką. Pomaganie innym ludziom w powrocie do zdrowia sprawiało mi wielką radość. Uwielbiałam patrzeć na ich uśmiechy, gdy z moją pomocą, znikał uciążliwy ból. I chociaż cieszyłam się, że mimo przeprowadzki, dalej będę mogła robić to, co kocham, to jednak się bałam. Obawiałam się tego, jak zareagują członkowie klubu. Będą musieli rozmawiać ze mną po angielsku. Wiem, że nie wszyscy to Polacy. Zobaczymy...
Wzięłam kluczyki od białego audi, którym jeździłam i wyszłam z domu. Miałam na sobie sukienkę koloru kości słoniowej, była piękna. Zakochałam się jak zobaczyłam ją na wystawie. Wsiadłszy do samochodu, zapięłam pas i przekręciłam klucz w stacyjce. Pojazd odpalił, a ja ruszyłam Bełchatowskimi uliczkami w stronę hali. Dobrze, że miałam GPS, bo ani trochę nie znałam tej okolicy. Hala Energia znajdowała się piętnaście minut drogi od mojego osiedla, co bardzo mnie cieszyło. Nie musiałam też stać w żadnych korkach, pod budynkiem sportowym byłam punktualnie. Gdy zaparkowałam pod halą, przez chwilę zastanawiałam się, czy aby na pewno chcę z nimi pracować. Czy na pewno chcę się pakować w środek zgranej drużyny, samych mężczyzn znających się jak łyse konie. Jednak chęć niesienia pomocy innym i zarabiania na siebie była silniejsza. Wyszłam z samochodu i powolnym krokiem ruszyłam w stronę głównego wejścia hali. Mijałam auta, które były takie same i miały logo Skry. Łatwo było się domyślić, że cały sztab i zawodnicy jeździli samochodami z pracy.
Weszłam do budynku, który zrobił na mnie wrażenie, bo był nowoczesny i przyjemnie było się rozejrzeć. Podeszłam do recepcji, nie wiedząc, gdzie iść dalej. Już miałam spytać się recepcjonistki gdzie mam się udać, kiedy za rogiem mignęła mi czyjaś wysoka postać, z żółto-czarną torbą przewieszoną przez ramię. Niepewnym krokiem ruszyłam za mężczyzną, jednak ten zniknął za pierwszymi drzwiami w korytarzu. Nie widząc co mam dalej zrobić, oparłam się o ścianę i wyciągnęłam z torby telefon. Wyszukanym numer ojca i zadzwoniłam do niego. Cóż, długo nie musiałam czekać.
– Tato, jestem w budynku, lecz nie wiem gdzie iść. Możesz zejść na dół? – westchnęłam. Z tatą porozumiewałam się po francusku, natomiast z mamą czasem po angielsku, bo pochodziła z brytyjskiej kolonii we Francji.
Ojciec kazał mi się nigdzie nie ruszać i oznajmił, że za moment zejdzie na dół. Rzeczywiście, chwilę później usłyszałam jego ciężkie kroki po drugiej stronie korytarza. Tato machał mi zza ściany, każąc iść za nim. Ruszyłam za mężczyzną długim korytarzem. Mój ojciec miał zaledwie czterdzieści pięć lat i trzymał się bardzo dobrze. Chodził na siłownię, by dbać o formę, był wysportowany, wysoki i przystojny. Mój młodszy o rok brat odziedziczył po nim urodę. Ja natomiast niebieskiego czy i bardziej wdałam się w mamę.
Pogrążona we własnych myślach, nawet nie zauważyłam kiedy ojciec otworzył przede mną drzwi.
– Mercedes! – usłyszałam jego niski głos – Bądź przytomna, to twój pierwszy dzień!
– Oczywiście. Masz dla mnie grafik? Czy mam iść na tę salę i... Nie muszę się z nimi witać, prawda? – Spojrzałam na ojca z nadzieją.
– Kochanie, będziesz pracować z nimi przez najbliższe dni, tygodnie, a może nawet miesiące. Musisz ich poznać, nie masz wyjścia – machnął tylko ręką i wręczył mi stos papierów, które do tej pory leżały ułożone na biurku.
Nie byłam nieśmiała. Nie w tym rzecz. Po prostu obawiałam się spotkania z całą drużyną, kiedy nic nie potrafię powiedzieć po polsku. To stresujące stać przed nimi i przywitać się. No, ale byłam dorosła, a moja praca tego wymagała.
Spojrzałam na dokumenty. Miałam rozpisanych zawodników na pięć dni w tygodniu, a oprócz tego musiałam być z nimi na każdym meczu w razie kontuzji.
– Czyli dziś dzień organizacyjny – mruknęłam do siebie.
Wzięłam papiery pod pachę, zarzuciłam torebkę na ramię i znów ruszyłam za ojcem. W pewnym momencie dobiegł mnie dźwięk czyjegoś głośnego śmiechu i huk piłki odbijającej się od parkietu. Szliśmy przed siebie, dopóki nie ukazały się przed nami duże, przeszklone drzwi.
Weszliśmy na halę, gdzie właśnie trwał trening. Trybuny były puste, ale pod nimi siedzieli statystycy i trenerzy. Mój ojciec klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę zawodników. Wyprostowałam się, patrząc na każdego z nich.
– Chciałbym przedstawić wam nową fizjoterapeutkę, prywatnie jest też moją córką. Mercedes Sempre – odezwał się po angielsku.
Uniosłam dłoń i delikatnie pomachałam.
– Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować i nie pogorszę waszego stanu zdrowia. Ale kto wie, kobieta zmienną jest.– mrugnęłam.
Siatkarze nie wydawali się być zachwyceni. I tak jak sztab szkoleniowy uśmiechał się do mnie promiennie, tak zawodnicy po prostu stali w rzędzie i patrzyli po sobie bez słowa. Zdawało mi się, że jednego z nich - tego o pięknych, niebieskich oczach - już widziałam.
Przypomniał mi tego mężczyznę, który ostatnio przyszedł ze swoim dzieckiem po piłkę, którą zgubili w moim ogrodzie. A może to był właśnie on? Zmarszczyłam brwi dłużej mu się przyglądając, a później wzruszyłam ramionami.
– Miło was poznać. – Poprawiłam włosy i za tatą poszłam dalej. Pokazał mi szatnie, swoje biuro i ważne pomieszczenia. Teraz się orientowałam.
Ponieważ on miał ważne spotkanie, ja przeszłam się na trybuny, gdzie usiadłam i obserwowałam trening, przeglądając również dokumenty, które dostałam. Byłam w trakcie czytania informacji o stanie zdrowia poszczególnych zawodników, kiedy coś huknęło, a ja nagle trzymałam w dłoniach piłkę, zamiast dokumentów. Kartki latały wokół mnie i powoli opadały na ziemię. Spojrzałam w stronę boiska, by spojrzeć, który z siatkarzy posłał w moją stronę tak mocną piłkę. Gdybym oberwała po głowie, prawdopodobnie straciłabym przytomność i leżałabym gdzieś pod krzesełkami. Na boisku stał ten znajomy, niebieskooki mężczyzna i uśmiechał się przepraszająco.
Podniosłam się i podeszłam do barierki. Otrząsnęłam się w szoku.
– What if I don't give you a ball? – spytałam.
– Wtedy tam wejdę i ci ją zabiorę – odparł po angielsku. – Ewentualnie rzucę w ciebie drugą piłką, ale tym razem będę celował w głowę – dodał po chwili zastanowienia.
– Nie odważysz się. – Powiedziałam, patrząc na niego z lekkim uśmiechem.
Był przystojny. Dobra. Był cholernie przystojny, a ja lubiłam taki typ urody u facetów.
– A żebyś wiedziała – uśmiechnął się zadziornie i podszedł do kosza z piłkami. Już brał zamach, by wyrzucić kolejną piłkę w trybuny, kiedy odezwał się trener.
– Winiar! Co ty wyrabiasz, wracaj do treningu!
– To jeszcze nie koniec – zmarszczył groźnie brwi, patrząc w moją stronę. Jednak zaraz się rozchmurzył i uśmiechnął się szeroko. Kilka minut później zauważyłam jak robi karne pompki w rogu hali. Zaśmiałam się cicho i przygryzłam wargę. Wciąż trzymałam w rękach piłkę. Tym razem wygrałam. Bez problemu rozumiałam trenera, który również nie był Polakiem.
Usiadłam na swoim miejscu, zbierając dokumenty. Piłkę położyłam obok nóg.
Reszta treningu upłynęła mi bez większych niespodzianek. Gdy trening powoli dobiegał końca, zgarnęłam wszystkie papiery i powoli weszłam na płytę boiska. Nadchodził moment, w którym miałam masować ich spięte mięśnie i chłodzić powybijane palce. Odłożyłam piłkę do kosza i podeszłam do krzeseł, na których zmęczeni zawodnicy siedzieli, pijąc wodę lub inne napoje.
– Który pierwszy? – spytałam. Znów popatrzyli po sobie bez słowa. Przed szereg wystąpił rozczochrany, czarnowłosy mężczyzna. Zauważyłam, że mówi po Polsku ze śmiesznym akcentem.
– Nico Uriarte, miło mi – przedstawił się.
– Mercedes. – Podałam mu rękę. – Chodź do gabinetu. Tam będzie wygodniej. –Zaproponowałam. Gdy szliśmy do drzwi, zerknęłam na resztę. - Uwaga, może już nie wrócić.
Miałam wrażenie, że przez ich twarze przeszedł cień uśmiechu.
– Mam nadzieję, że nie prowadzisz mnie tam, żeby popełnić morderstwo bez świadków? – Nico spojrzał na mnie, próbując powstrzymać się od uśmiechu.
Uśmiechnęłam się tajemniczo i otworzyłam przed nim drzwi. Weszliśmy do środka. Umyłam ręce, a jemu kazałam się położyć. Naprawdę lubiłam swoją pracę. Uriarte nie potrzebował specjalnej zachęty to zdjęcia koszulki. Gdy obróciłam się znów w jego stronę, siedział już bez okrycia wierzchniego i machał do mnie z uśmiechem na twarzy.
– Wow – Mruknęłam zachwycona jego umięśnionym torsem.
Rozpoczęłam od rozluźnienia jego ramion, barków, a później pleców.
– Nieźle ci, auć, idzie – wystękał.
Uśmiechnęłam się i mocniej przycisnęłam spięty mięsień u dołu jego pleców. Rozgrywający jęknął głośno, by za chwilę odetchnąć z ulgą.
– Dawaj ręce – powiedziałam, biorąc specjalny żel.
– Od dotychczasowych fizjoterapeutów jeszcze nie zdażyło mi się usłyszeć polecenia "dawaj ręce" –odparł Nico. – No i jeszcze nikt nie nasmarował mi tak palców. Czuję się jakbym miał dłonie w maśle – skrzywił się strzepując z rąk nadmiar żelu.
– Przepraszam – uśmiechnęłam się niewinnie. – To się więcej nie powtórzy. Zagadujesz mnie i nie uważam.
– Przekażę reszcie, żeby za dużo z tobą nie gadali, bo z nich też zrobisz maselniczkę - powiedział, a ja podałam mu kawałek papierowego ręcznika, by mógł dokładnie wytrzeć ręce.
– Jakiś ty zabawny. Lubię gładkie ręce. – odparłam, posyłając mu znaczące spojrzenie.– To tyle na dzisiaj.
Nico podniósł się z leżanki i wciągnął koszulkę przez głowę.
– Dzięki wielkie, czuję się o niebo lepiej – znów się uśmiechnął. Zdawało się, że to jego stały wyraz twarzy. – Zawołam następnego.
Kiwnęłam głową i umyłam ręce z chłodzącego żelu. Poprawiłam matę na leżance. Drzwi się otworzyły i wszedł kolejny zawodnik. Widziałam te iskierki rozbawienia w błękitnych oczach i szeroki uśmiech.
– Podobno mam z tobą nie rozmawiać – uniósł brew, patrząc na mnie uważnie.
– Możesz wtedy na tym ucierpieć – powiedziałam poważnym tonem głosu.
Wskazałam ręką na leżankę. Z wahaniem, udawanym oczywiście, wykonał moje polecenie. Ten podobał mi się bardziej. Boże, brzmiałam jakbym podziwiała obrazy w muzeum.
– Koszulka out.
– Nico też dostawał takie rozkazy, czy tylko ja? – poruszył śmiesznie brwiami, ale pozbył się treningowej koszulki.
Był równie świetnie zbudowany co Uriarte. Z trudem oderwałam wzrok od jego torsu, musiałam się skupić na pracy. Dotknęłam dłońmi jego ramienia, rozmasowując mięśnie tak samo jak wcześniej. Nuciłam pod nosem jedną z piosenek Adele, którą usłyszałam w radiu, gdy jechałam do pracy. Dziwną satysfakcję sprawiło mi dotykanie jego ciała. Zatracona w swojej pracy, nawet nie zauważyłam, że przyjmujący nuci razem ze mną. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko. Przesunęłam ręce niżej na jego plecach i rozmasowałam. Później zajęłam się dłońmi, uważając, żeby żelu nie było za dużo.
– Uriarte mówił coś o tłustych dłoniach – mruknął, gdy podawałam mu już kawałek papierowego ręcznika. – Czy to aby na pewno u ciebie? Czy może on po prostu pomylił gabinety, bo ja czuję się świetnie.
– Starałam się nie popełnić błędu. Jestem perfekcjonistką. – Powiedziałam, podchodząc do biurka.
Pochyliłam się nad blatem i odznaczyłam zawodnika, którego nazwisko zaczynało się na W, jak krzyczał trener. Michał Winiarski. Ciekawe jak się to wymawia. Postanowiłam nawet nie próbować, a tym bardziej nie zamierzałam pytać go o wymowę jego własnego imienia i nazwiska. Robić z siebie idiotkę pierwszego dnia? Nie, dziękuję.
– Zawołasz kolejnego zawodnika? – Poprosiłam ze słodkim uśmiechem.
Lubiłam flirtować z mężczyznami, czasami takie gierki były bardzo zabawne i przyjemne.
– Ja... Jasne – zająknął się. Wciąż zwrócony w moją stronę, ruszył w stronę drzwi i o mały włos nie przyłożył czołem we framugę. Zagryzłam wargę, próbując powstrzymać śmiech.
Pomachałam mu i oparłam dłoń na biodrze. Drzwi się zamknęły.
Dwie godziny później zakończyłam swoją pracę i mogłam powiedzieć, że byłam w pełni zadowolona.
Poszłam do samochodu, trzymając w ręce kluczyki. Gdy wychodziłam na zewnątrz, przede mną szło kilku ostatnich zawodników. Jednym z nich był owy Winiarski. Zauważyłam go, gdy znikał za drzwiami samochodu. Posłał w moją stronę ostatni uśmiech i odjechał. Czyli mieszkaliśmy tak blisko siebie. To dobrze. Będę miała go za płotem, co mnie cieszy. Jego oczy były wyjątkowo piękne. Nie widziałam takich u nikogo, u żadnego mężczyzny. Ten zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz